sobota, 21 grudnia 2013

Legii równanie do najlepszych



Historia uczy, że genialne i rewolucyjne idee są dla prostaczków zazwyczaj niepojęte. Czasami uda się je zrozumieć szczęśliwym zbiegiem okoliczności, po czasie. Wybitność strategii Legii rozjaśniła mi się, gdy myślałem o Tottenhamie Villasa-Boasa.

Portugalczyk zwycięstwami w Lidze Europy sam wiązał sobie pętle na szyi, nie od dziś przecież wiadomo, że to rozgrywki, na które mobilizuje się drugi garnitur europejskiej piłki. Kto się choć trochę szanuje, a i o własnym podwórku poważnie myśli, ten Ligę Europejską zwyczajnie odpuszcza, kto prowincjusz i chce się trochę dowartościować, ten na Ligę Europejską wyjątkowo się spina. Villas-Boas bardziej pyrrusowych zwycięstw odnosić nie mógł wygrywając w czwartki wszystko, co się dało. I skończyć musiał jak i skończył.

Legia ambicje ma większe, światu sygnał dała inny. Biadoliliśmy załamani – o ślepcy my! – licząc Legii mecze bez zwycięstwa, minuty bez gola, akcje bez strzału, nie dostrzegając w tym większego planu. Mistrz Polski nie wszedł do Ligi Mistrzów nie przegrawszy meczu(!), a przecież przywykliśmy widzieć naszych Mistrzów Polski odpadających pokornie niemal z każdym. Nie ma się co dziwić – taki Mistrz na Ligę Europejską miał prawo patrzeć z góry, idąc śladem najlepszych.

Sygnał drużyna Urbana dawała mocno, by nikomu nic nie umknęło, wyraźnie rzucała w świat, że prowincja futbolu ją nie interesuje, ambicje ma większe, plany górnolotniejsze, meczów nie wygrywała, bramek nie strzelała, żeby równanie do najlepszych w dwuznacznościach nie przepadły. W dodatku, dla podkreślenia nadwiślańskiej myśli, przegrywała Legia w najlepszych tradycjach romantycznej martyrologii, przegrywała lepszą będąc, jakby dla podkreślenia, że o przypadku nie może być mowy, robi zespół, co zamierza. Próbował trener Urban sugerować, o co chodzi, nieco sprawę rozjaśniać, mówił, że nie można być wynikowcem, w domyśle dodawał, że plan należy widzieć szerzej. Ważne, że w imieniu całej polskiej piłki przemawiał – dawał do myślenia światu jak wiele liderowanie w Polsce wymaga, ile potu i łez wylać trzeba, że na niewiele więcej sił już starczyć może, jak w ligach najmocniejszych.

I nawet zwycięstwo na Cyprze w ostatniej kolejce w plan się wpisywało, manifestem było, nieprzypadkowość porażek podkreślało, a teraz wygramy słabszym będąc, mówiło, nad wszystkim kontrolę mamy, dodawało.

I plan sukces, zdaje się, odniósł. Niedostrzegalne dla nas, na szczytach samych dostrzeżone zostało. Alex Ferguson podobno na bieżąco z polskimi wydarzeniami jest, niechybnie dlatego, że wielkim trenerem też jest i nic, co na boiskach Europy się dzieje, mu nie umknie. On równanie Legii do najlepszych dostrzegł, ambicje te pewnie szczerze popiera, swojego człowieka do Warszawy wysyła, radą zamierza wspierać.


Ale i hołd należny Urbanowi oddać trzeba. Wątpić nie wolno, że to w jego głowie plan męczeński się zrodził, sam przecież na szafot chętnie ją położył, dublet wygrywając i tabeli liderując pierwej, on – trenerów Winkelried.                

3 komentarze :

  1. Legiunia sięgnęła po produkt nowy, jeszcze dobrze nie skonfigurowany z fajną historią zawodniczą jako chyba jedyną albo jedna z nielicznych znanych zalet nowego menagera L. Może to być dobry ruch zwłaszcza że nie zawsze warto przeglądać tylko własne podwórko i trzymać kogoś kto jest tani, nawet kosztem rozwoju klubu. Zdarza się że ktoś z importu okazuje się całkiem ciekawym pomysłem. Trzymam kciuki za Norwega.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba tylko pamiętać jedno: w Polsce wszystkim zagranicznym trenerom jest ciężko. Wymagający rynek. No i surowo oceniająca obcych "polska myśl szkoleniowa" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To absolutna prawda choć dawno nie widziałem Antka i jego magicznego kominka:)

    OdpowiedzUsuń