czwartek, 8 stycznia 2015

Pogadanki o futbolu. Z Tadeuszem Konwickim


Dosłownie sekundę po napisaniu poprzedniej notki dowiedziałem się o śmierci Tadeusza Konwickiego, kolejnego z wielkich piszących kibiców. Konwicki był współautorem najmądrzejszej rozmowy o piłce, jaką w życiu czytałem. Z Gustawem Holoubkiem i Stanisławem Dygatem (innymi wielkimi kibicami) dyskutowali podczas legendarnych dla naszego piłkarstwa Mistrzostw Świata w Niemczech w 1974 roku. Rozmowy można znaleźć w kwartalniku "Konteksty", nr 3-4 (298-299), 2012 r. w opracowaniu Przemysława Kanickiego. 

Uderza intelektualna jakość i przenikliwość tych rozmów, strasznie jednocześnie zawstydzająca gadających o sporcie współcześnie, na przykład mnie zawstydzająca strasznie. Konwicki między innymi mówił tak:

Ja zresztą sam traktuję sport jako swój osobisty narkotyk[...]Oczywiście trudniejsza byłaby sprawa, gdybyśmy rozpatrywali ją z punktu widzenia poszczególnych rządów czy reżimów, jakie one mają w tym narkotyku korzyści. Ale ciekawe jest to, że prawo tego narkotyku obowiązuje dzisiaj na całym świecie, od państw świeżo powstałych aż do państw przeżywające swoje kryzysy mocarstwowe. Jest to ogromny narkotyk, dzisiejsze opium dla mas. 

Mnie się wydaje, że świat stał się ciasny. Niezależnie od tego, że teraz przypuszczalnie rytm przemijania epok będzie szybszy, to zdajemy sobie również sprawę, że jest nas szalenie dużo na naszej planecie. W związku z tym wielkie igrzyska sportowe przypominają trochę wentyl - taki gigantyczny wentyl bezpieczeństwa. Nagle w umówionej porze wypuszczamy w kosmos masę waporów, które się zbierają w ogromnej masie ludzi. Wszystkich frustracji, niedopieszczeń, zawodów, niemożności rozładowania się w jakichś innych sposobach, w innych ambicjach. 

...wszystkie te wielkie imprezy sportowe oscylują gdzieś na granicy bariery ogólnego zbiorowego  bezpieczeństwa, że siły użyte i przyłożone, natężenia i napięcia tych sił są o krok od jakieś eksplozji. Eksplozja taka zdarzyła się na olimpiadzie w Monachium i kiedy teraz obserwujemy całą dobrą wolę organizatorów, którzy tak wspaniale przeorganizowali, przedobrzyli, przefraternizowali te mistrzostwa, cały czas obawiamy się, że spod tej słodyczki zaczyna wyłaniać się jakiś kształt niewiadomej, dwuznacznej grozy. Wszystkie te wielkie wydarzenia sportowe w ostatnich latach zatrzymują się nad jakąś potężną przepaścią. 

Miałem uczucie, że na boisku pojawiły się dwie poważne firmy o ogromnych kapitałach zakładowych. Zatem obie drużyny poważnych byznesmenów zachowywały się z nadzwyczajna ostrożnością. Ja nie czułem w nich onieśmielenia uroczystościami czy majestatem dnia rozpoczęcia igrzysk, mnie się wydawało, że oni są po prostu obciążeni straszliwą odpowiedzialnością moralną, finansową i prestiżową. 

Ale Holoubek tutaj poruszył rzecz dla sportu dramatyczną i dosyć mętną, mianowicie problem doskonałości. Drużyny piłkarskie osiągają w tej chwili taką doskonałość, że[...]plus zderzy się z plusem i nic z tego nie wynika. Po prostu z doskonałości wyłoni się fenomen jałowości. Gdzie te czasy, gdy w meczu o puchar Europy Real prowadził z Benficą 3:0, a mecz zakończył się zwycięstwem Benfiki 5:3! Nie ma po prostu goli, a przecież piłka nożna została wymyślona po to, żeby strzelać bramki. Poza przyjemnym baletem dla oka czy ciekawym ruchem na boisku chcemy, żeby padały bramki, które tworzą dramat, tworzą fabułę na boisku. Wydaje mi się, że coś niedobrego zaczyna się dziać z piłką. Widzimy już od pewnego czasu mecze, które się kończą niczym, kończą się nierozegraną, czyli jakimś niespełnieniem dramatu. 

Chciałbym wygłosić wielką pochwałę Górskiego. Wydaje mi się, że wczorajszy dzień to ogromna zasługa przede wszystkim trenera i jego najbliższych współpracowników. Myślę tutaj o Gmochu i o Strejlau. Przecież pamiętamy, czego zawsze nie dostawało naszej drużynie. A mianowicie: elementu dorosłości. Nasi piłkarze powodowali się zawsze jakimiś kompleksami. Widziało się w nich niewiarę we własne siły, widziało się w nich rodzaj histerii, która czasem sprawiała, że rzucali się do rozpaczliwego ataku i zwyciężali, ale najczęściej ta histeria sprawiała, że po prostu przegrywaliśmy w sposób irytujący. Górski dokonał wspaniałej metamorfozy. Mnie się wydaje, że nauczył ich po prostu wiary we własne siły: że są mężczyznami, że potrafią grać i osiągnąć jakieś umiejętności techniczne. Po prostu zbudował ich od nowa, jako ludzi i jako zawodników. 

Z tego by wynikało, że nasza drużyna to w piłkarskim artyzmie trochę Gombrowicz. Dzięki dziwnym uderzeniom i niezwykłemu stylowi gry wyeliminowała w końcu mistrza nad mistrzami. 

...my nie zawsze dorastamy do sytuacji. A myślę tutaj o sytuacjach wyjątkowo trudnych i wyjątkowo odpowiedzialnych w życiu ogólnym, że tak powiem - globalnym. Pójdę nawet dalej: wydaje mi się, że istnieje rodzaj kompleksu, że my się boimy tych ostatecznych, najbardziej wyśrubowanych sytuacji. Mamy wiele kompleksów, które się wyrażają chociażby w naszych histerycznych lękach przed każdym meczem. Otóż wygląda na to, że nasza drużyna piłkarska przełamała te dziwne bariery naszych powszechnych kompleksów[...]Wygrali wielką wojnę z naszymi kompleksami. Jeśli nie ze wszystkimi, to przynajmniej z moimi.

Chciałbym tak myśleć i mówić o piłce. Chciałbym tak myśleć i mówić w ogóle. 


  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz